Ohrid Ultra-Trail®

Fot. Organizator

Samotska Trail Marathon – 40K 2000D+/-

Odbywający się na terenie wpisanym na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i Parku Narodowym Galicica, Ohrid Ultra-Trail® oferuje wyjątkowe wrażenia z biegania w Macedonii Północnej – widoki na Albanię i Grecję, dwa jeziora, pasma górskie i doliny.

W zeszłym roku, przy okazji maratonu w Skopje mieliśmy „chytry plan” jednodniowej wycieczki nad Jezioro Ochrydzkie. W końcu jednak nie pojechaliśmy, bo jazda ponad 3 godziny w autobusie (w sumie 7 godzin) nie przypadła nam do gustu. Obiecaliśmy sobie, że wrócimy do Macedonii zobaczyć jezioro. Już na lotnisku – wylatując do Polski, znaleźliśmy bieg ze startem w Ochrydzie – Ohrid Ultra-Trail®

Wszystko mieliśmy opracowane i dopięty plan. W Skopje poczułam się jak w domu, znajomy hotel, ulice, sklep i burek. Tym razem autobus nas nie ominął, ale podróż szybko minęła. Na miejscu od razu poszliśmy do głównej atrakcji – jeziora, gdzie niedaleko przystani było biuro zawodów.

Na bieg skusiła mnie atrakcyjna koszulka, moje rozczarowanie było ogromne, gdy dostałam białka bawełnianą koszulkę, co prawda z pawiem – motywem zawodów, ale jednak nie była to ta, którą prezentowali organizatorzy.
Przy okazji obejrzeliśmy sobie metę i paradę zespołów ludowych.


Bieg startował, komfortowo o godzinie 9:00. Na miejsce startu dojechaliśmy autobusami. Prawie setka biegaczy. Od razu, po 500 metrach robiło się stromo pod górę i tak przez 7 km.
Fot. Organizator

Lekko nie było, starałam się podziwiać widoki, koncentrować się na przyrodzie i otaczającym krajobrazie.

Trasa oznaczona była malowaniem, tabliczkami a później już tylko czerwonymi flagami. Po pokonaniu największego wzniesienia na trasie straciliśmy widok na Jezioro Ochrydzkie i zagłębiliśmy się w góry. Byłam zdziwiona wyznaczeniem trasy granią – wiało okrutnie.

Pierwszy punkt żywieniowy był na 13 kilometrze. Dotarcie do niego okupiliśmy pomyleniem trasy – złudne było biegnięcie za innymi biegaczami i dodatkowym 1 km. Na miejscu były banany, pomarańcze, czekolada i cola, która „ratowała życie”. Bardzo potrzebowałam „stałego” pokarmu”, bo żele i woda tylko powodowały uczucie przelewania.
Fot. Organizator

Byliśmy już zmęczeni i odliczaliśmy kilometry do kolejnego punktu na 25 km. 20 km osiągnęliśmy po prawie 4 godzinach. Dobra i słoneczna pogoda zaczęła się psuć, przyszły chmury i zaliczyliśmy pierwszy deszcz. Na szczęście niezbyt obfity i krótki.
Fot. Organizator

Tym razem do punktu żywnościowego mieliśmy do pokonania skalisty odcinek a potem gęsty las. Banany i pomarańcze już się skończyły, pozostało tylko kilka kawałków czekolady i trochę coli. Byłam bardzo rozczarowana tym faktem. Ruszyliśmy dalej a na trasie leżało sporo skórek po bananach i pomarańczach…
Czekało nas ostatnie strome podejście i 8 km do następnego punktu żywnościowego. Na szczycie przywitało nas gradobicie i burza. Trasa w dół początkowo była dość przyjemna między halami, po trawie. Potem musieliśmy pokonać mocne nachylenie w dół i kamienie. Do punktu dotarliśmy wraz z ulewą. Na szczęście mogliśmy schować się pod dachem i posilić, zaopatrzenie było znacznie lepsze. Jednak na całej trasie brakowało mi punktu z lekkim posiłkiem w postaci porcji makaronu.

W zasadzie gorzej mi się schodziło niż wchodziło pod górę. Nie miałam sił już biec. Nierówne podłoże i kamienie bardzo utrudniały każde próby zbiegu. Ostatnie kilometry już właściwie w Ochrydzie najpierw prowadziły ścieżką po zboczu a potem ulicą do mety. Truchtaliśmy w akompaniamencie grzmotów i nasilającego się deszczu. Na metę wbiegliśmy w ulewie. Miałam wszystkiego dość.

Podsumowując, jestem dumna z naszego wyczynu. Nieźle się zmęczyliśmy ale było warto. Byłam najstarszą uczestniczką i jedyną w swojej kategorii. Mimo trzech prób zamachu na moje życie przez służby medyczne na punktach, ulewy, gradu, burz i pomylenia trasy a także całkowitego zaprzestania współpracy mojej złamanej nogi podczas schodzenia, dotarliśmy na metę w limicie a nawet ze sporym zapasem.
Organizacja była dobra, mocna czwórka. Jest według mnie kilka rzeczy do poprawy – oznaczenie trasy, punkty żywnościowe i jedzenie na mecie. Wiem, że biegi górskie zarządzą się swoimi prawami. Najwięcej zastrzeżeń mam do samych uczestników. Śmiecili na trasie, co prawda same bio ale jednak, deptali po chronionych roślinach i owadach (żukach) – choć mogli je ominąć. Nie używali słów przepraszam i dziękuję, pędzili z klapkami na oczach nie zważając na otoczenie, przyrodę i piękno krajobrazu. Ja wiem, że starałam się korzystać z tego co oferuje mi bieg – piękna i przeżyć.
40K: 07:56:39