KLM Aruba Marathon

Dzień 3 i 45 km

I can but I don’t have to


Start zaplanowano na 3:15 a z racji odległości musieliśmy wstać o 00:30. Z drobnymi przygodami i taksówką zamówioną w najbardziej wypasionym hotelu z kasynem w mieście dotarliśmy na miejsce. Wystartowaliśmy z lekkim opóźnieniem i pobiegliśmy w mrok i to dosłownie. Do 5 km byłam pierwszą kobietą w stawce. Około 6 km od startu, kiedy wybiegliśmy ze strefy hotelowej na drodze było zupełnie ciemno. Dziwiłam się na starcie ludziom z czołówkami, teraz wiedziałam, że byli przygotowani. Trasa prowadziła pod górę do latarni, tam zupełnie nie było widać już drogi za to pięknie rozgwieżdżone niebo. Bałam się, że wpadnę na innych biegaczy tym bardziej, że wracaliśmy tą sama trasą po obiegnięciu latarni.

Boczną drogą minęliśmy miejsce startu i pobiegliśmy w drugą stronę kolejne 5 km by skręcić i „promenadą” wrócić znów do Hiltona. Drogę dokładnie znaliśmy bo szliśmy nią już kilkukrotnie. Od 15 km zaczęłam się poważnie zastanawiać nad możliwością zejścia po pierwszym kółku (organizator dał taką możliwość). W zasadzie na 18 km byłam już pewna, że nie będę kontynuować biegu i skończę z 21 km na „liczniku”. Wbiegłam na start/ metę wśród okrzyków i wiwatów – byłam drugą kobietą. Jakie było zaskoczenie wszystkich kiedy przebiegłam linię mety i powiedziałam, że dalej nie biegnę. Organizatorzy bardzo się przejęli, pytali czy wszystko w porządku, oferowali prysznic i miejsce do odpoczynku.
Czekałam na Maćka, gdy wbiegł jego również przekonałam do zakończenia biegu. Koniec, nie było fanfar, okrzyków. Dostaliśmy medale, przydziałowy kubeczek izotoniku, banana i wodę. I po maratonie.

Na plaży odpoczywaliśmy i czekaliśmy na wschód słońca. Miałam moralnego kaca, ale wiedziałam wtedy i uważam też teraz, że podjęłam słuszna decyzję. Nie było sensu męczyć się i kontynuować biegu. Byłam zmęczona, od ostatniego maratonu nie minął nawet miesiąc, długa podróż, wiele kilometrów zwiedzania na piechotę w upale i palącym słońcu i 4 godziny snu zrobiły swoje. Tym bardziej, że za dwa tygodnie czeka nas najbardziej wymagające wyzwanie w tym roku a jeszcze chciałam zrealizować plan i zobaczyć parę miejsc na Arubie.
Wróciliśmy do apartamentu spacerem przez plaże, kąpiąc się co kilka kilometrów w turkusowej wodzie. Po południu poszliśmy zwiedzić kolejną plażę Surfside Beach.

Dzień zakończyliśmy z 44,8 km na liczniku. To na ile ten maraton? Ten na Arubie był na 21 km.