14th OPAP Limassol Marathon GSO

Czy maraton ma datę ważności? Warto było czekać?

Czym tym razem zaskoczył nas Cypr?
Fot. Organizator


Sezon wyjazdowych maratonów oficjalnie uważam za otwarty. Szczegółowy plan na wyjazd przygotowaliśmy już w grudniu podczas maratonu w Pafos
Wszystko udało się zrealizować z drobnymi aktualizacjami:
– taksówka nie czekała na nas na lotnisku, musieliśmy improwizować na miejscu, ale udało się;
– temperatura była poniżej oczekiwań i jak powiedziała nam żona właściciela muzeum samochodów: tak zimno na Cyprze jeszcze nigdy nie było! Nigdy!

W hotelu byliśmy po 1 w nocy i dziękowaliśmy przypadkowi, że zarezerwowaliśmy taki z 24 godzinną recepcją. Każda godzina snu w noc na dzień przed maratonem się liczy.
Rano odebraliśmy pakiety, bez tłumów i kolejek. Zaskoczyła nas ich skromność: brak koszulki a zapowiadana czapka biegowa okazała się zwykłym gadżetem reklamowym linii lotniczej… tona niepotrzebnych papierów, frotka, długopis i żel (był tylko w jednym pakiecie).

Jednak nie po pakiety się jedzie a na bieg i po wrażenia, a tu liczyłam na pozytywne emocje.
Start zaplanowano na 7:30 i tradycyjnie organizatorzy prosili o przybycie co najmniej godzinę wcześniej. Do startu mieliśmy 1,7 km i spacerkiem, zdecydowanie za wcześnie stawiliśmy się w Molos Park Limassol. Organizatorzy dopiero się organizowali!

Było zimno, jak na cypryjskie warunki 5,5 stopnia Celsjusza i wiało. Humory nam dopisywały, organizatorzy ogarnęli chaos i udało nam się wystartować o czasie – prawie z pierwszego rzędu za elitą.

Bieg był płaski z niewielkimi pofałdowaniami w drugiej części biegu w całości poprowadzony asfaltowymi drogami. Druga połówka pokrywała się z biegiem na 21 K i była znacznie bardziej widokowa – wzdłuż wybrzeża w porównania z „industrialną” pierwszą częścią biegu.
Fot. Organizator


Nie chciałam zacząć za szybko i starałam się „hamować” swoje zapędy. Na połówce byłam 5 kobietą, tradycyjnie dalej było tylko gorzej i patrzyłam na plecy kolejnych babek, które mnie wyprzedzały. Przyznaję, od 30 km już nie było przyjemnie i zdecydowanie za dużo razy zerkałam na zegarek by śledzić kilometry. Co mnie tłumaczy? Na trasie nie było oznaczeń, czasem na ulicy udało mi się wypatrzeć namalowane oznaczenie kilometrów. Ostatnie 5 km wymęczyłam i wbiegłam na metę jako 16 kobieta.

Bieg się nie przeterminował, mimo daty na medalu. Nie można się przyczepić do organizacji. Na trasie nie brakowało wody, były też izotoniki i cola. Rozdawano banany i żele. Na mecie nie było gotowych pakietów „po” można było brać banany, napoje, piwo bezalkoholowe, lody. Zamierzaliśmy moczyć nogi w morzu ale udało nam się zamoczyć tylko stopy w basenie/ fontannie, woda i tak była lodowata.

Jestem zadowolona z biegu i siebie. Cały czas poprawiam czas (od złamania) i w zasadzie już jestem w swoim przedziale „normalnego” maratońskiego biegania – na moje rekordowe 3:38 na razie nie liczę.

Porównując oba maratony w Pafos i Limassol mimo rzetelnej organizacji punkt więcej przyznaję Pafos. Moje serce jest z Afrodytą.

Oba biegi polecam, na nas czeka jeszcze Larnaka i Nikozja, zawsze można wybrać się na spontaniczny, biegowy weekend na Cyprze.

42K: 03:47:11 (8 w K40) i 03:52:58