Wrocławski Bieg Niepodległości

Pierwszy raz dla miasta i dla nas!
Fot. Jarosław Jakubczak


We Wrocławiu 11 listopada odbywał się Bieg z wąsem, do tej pory nie braliśmy w nim udziału, bo jakoś nie po drodze nam było biegowe świętowanie odzyskania niepodległości. W tym roku wszystko się zmieniło. Organizację biegu przejęło „miasto” w postaci MCSu dodając rozmach w postaci startu i mety na rynku i ciekawą trasę w centrum miasta, a że to się nie zdarza we Wrocławiu – to postanowiliśmy wystartować.

Opłata za 10 km dość „słona” – 65 zł w pakiecie koszulka z długim rękawem, informator ze śpiewnikiem, na mecie obiecany medal, posiłek, napój i grzaniec bezalkoholowy. Pokornie zapłaciliśmy i oczekiwaliśmy dobrej jakości zawodów.

Obiór pakietów zorganizowano w Strefie Kultury Wrocław Barbara już na 3 dni przed imprezą: od piątku do 12 godziny w poniedziałek. Rozumiałam niezadowolenie przyjezdnych: musieli przyjechać znacznie wcześniej i kwitnąć do startu o godzinie 17. My zdecydowaliśmy się pojechać w sobotę, bezproblemowo wszystko odebraliśmy. Podobnie w poniedziałek, zdecydowaliśmy się pojechać wcześniej, żeby nie mieć problemów z dojazdem i parkowaniem. W rynku panował tłok i to wcale nie za sprawą biegaczy.

Obejrzeliśmy miejsce startu i mety, medale i poszliśmy grzać się w Barbarze. Tłumy gęstniały. Wreszcie przyszłą pora wyjść. W towarzystwie znajomych weszliśmy do stref startowych. Miałam wrażenie, że cały Wrocław i okolice startuje w tym biegu.

Wystartowaliśmy i początek był trudny, ścisk i brak miejsca do swobodnego biegu. Biegłam szybciej niż powinnam żeby zdobyć „swój kawałek asfaltu”. Wreszcie zrobiło się nieco luźniej, uspokoiłam tempo i mogłam rozglądać się na trasie. Biegło się szybko i przyjemnie. Trasa była bardzo rozsądnie poprowadzona do tego ciekawie. Od 6 km pozdrawiałam mijających mnie znajomych, przez chwilę nawet zaczęłam się zastanawiać co się dzieje i czy jakoś wyjątkowo wolno biegnę? Znajomi kibicowali też na trasie i mecie, bardzo dziękujemy za gorący doping Pawłowi, Jarkowi i Bartkowi.

Meta mnie zmyliła, bo gdy tylko wbiegliśmy na rynek myślałam, że za chwilę będzie finisz, że „zwinęli” bramę meta, potem, że ją przesunęli a na koniec okazało się, że musimy obiec trzy pierzeje. Żałuję, że ostatnich dwóch kilometrów nie „przycisnęłam” tylko biegłam swoim tempem „szybko do mety”. Mimo to czas i tak mnie zaskoczył, był nadspodziewanie szybki jak na obecny stan ciała i ducha.
Szybko skorzystaliśmy z oferowanych biegaczom dobrodziejstw i popędziliśmy odebrać depozyt. Chcieliśmy wrócić do domu zanim zaczną się marszowo-narodowe zadymy.

Nie odczułam podniosłego nastroju mimo odśpiewania hymnu przed biegiem, jednak zawody bardzo mi się podobały. Atrakcyjna, szybka trasa, start i meta na rynku to niewątpliwe atuty biegu. Docenić należy też zabezpieczenie i ostrzeżenia o „grabach” na trasie.
Na minus to wpuszczenie na rondo Kościuszki samochodów, które stały na odpalonych silnikach i kopciły rurami wydechowymi prosto w biegaczy, to uwaga do służb. Z mety nie można było dostać się do depozytu, nam udało się jeszcze przejść, potem już zabezpieczający nie chcieli otwierać barierek. Wydaje mi się, że ciągle jest ten sam problem podobnie było na nocnym, który biegliśmy dwa lata temu i maratonie.
Wygląda na to, że polubimy się z Wrocławskim Biegiem Niepodległości i jeśli będzie organizowany za rok to z przyjemnością wystartujemy.

10K: 00:45:26 (K40 4) i 00:45:26